sobota, 7 grudnia 2013

Prolog, czyli początek. Ale czy bęben ma początek?

Na skraju lasu, pośród białych roślin z płatkami, które nazywano kwiatami leżała Honorata. Jej biała nawierzchnia odbijała promienie słoneczne i emanowała fluorescencyjną aurą. Trzy mądre słowa po kolei. Białe przyciski nad jej bębnem nagrzały się dostatecznie na kolor biały, by przekręcił się na bęben i opalić sobie tyły na kolor biały. Opalanie na skraju lasu było tak romantyczne, że Honorata zarumieniła się do trawy.
- Witaj trawo - powiedziała, gdy kosmyki zielonej rośliny weszły w dziurki w bębnie.
Ta przyjemność była jak rozsznurowywanie sznurowadeł, gdy chwytamy za jedno i szybkim ruchem pozbawiamy się ucisku na stopie, a potem wyjmujemy ją z buta, który jest teraz pustą, nic nie znaczącą materią w okrążającej nas galaktyce.
Wiatr zawiał mocniej, a może to po prostu bęben Honoraty wpadł w obroty. Nie, to jednak wiatr. Pralka ustawiła się twarzą, której nie miała, w stronę podmuchu i poczuła przypływającą ochotę na bieg. Wybrała najkrótszą trasę do lasu, jednak pralki nie biegną tak szybko, bo turlają się jak koła. Ale ona była prostokątem. Była nędznym prostopadłościanem, wyśmiewanym przez rówieśników - walców.
Po drodze zauważyła krzak z jagodami, które kusiły ją jagodowym smakiem, zapachem i wyglądem. Wtem podbiegła rudowłosa dziewczyna, zerwała kawałek i umarła na miejscu, a potem, nie wiadomo skąd, rozległ się wystrzał z armaty.
- Chyba dobrze, że nie zjadłam - podsumowała i turlała się dalej.
Doturlała się do skraju lasu, tyle, że z drugiej strony, gdzie rosło więcej kwiatów i więcej roślin-niekwiatów. Pośród nich leżała biała postać, wijąca się niby wąż, niby kuna. Bez nosa.
- Witaj. - Honorata podeszła bliżej.
- Nie mam ochoty na rozmowę - postać - ni kobieta ni facet ni osioł przeciągnął się niby wąż, niby kuna, niby pastewny ziemniak.
- To nic. Monolog poprowadzę sama.
- Poprowadzę monolog z tobą.
- To już nie będzie monolog - skwitowała Honorata.
- Więc co?
- Dialog.
Piorun błysnął na niebie, a chmury zatoczyły się wokół nich. To moc ich połączyła. Jedno słowo, które mogło ich połączyć i zniszczyć. Znaleźć tylko można było w słowniku terminów literackich.
- Dialog? - zdziwiła się Honorata.
Piorun błysnął na niebie, a chmury zatoczyły się w drugą stronę.
- Tak, dialog.
Piorun błysnął na niebie, a chmury zatoczyły się w drugą stronę. Ale to nie niebo się kręci, to my poruszamy się razem z planetą. Ale oni nie poruszali się przez planetę. Pośród kwiatów ukryto karuzelę, a biała postać, której imię zostanie za chwilę ujawnione odpychała ich niby-nóżką.
- Właściwie (tak to ten moment) jak się nazywasz?
- Lordzina Voldemordzina.

2 komentarze: