niedziela, 16 marca 2014

Rozdział pierwszy, w którym wszyscy znajdują się w dziwnym miejscu, ale sytuację i tak uratuje Lordzina Voldemordzina.

Pralka Honorata objęła kartkę papieru swoim bębnem i na nowo przeczytała wypisane na niej słowa.

"Droga Honorato,
Nasz Zakład Psychiatryczny zaprasza Cię na pobyt w naszym ośrodku, gdzie odnajdziesz przyjaciół i odkryjesz nieznaną stronę swojego umysłu podczas ugniatania mąki na sucho.
Pozdrawiamy, 
Zakład Psychiatryczny Twoja Stara"

Pralka Honorata westchnęła, chociaż nie miała organów umożliwiających wymianę gazową. Pomyślmy jednak, że wiatr nadchodzący z północy wprawiał w ruch jej bęben, dzięki czemu poruszał się on w rytm serca, którego nie miała. To trudne, wiem, ale jeszcze gorsze było, że wiatr nadchodzący z północy był zimnym wiatrem, który zwiastował jedno. 
- Winter is coming - powiedziała do siebie Honorata i pośpiesznie poczłapała do sypialni, gdzie czekała na nią walizka. W walizce leżała czarna tuba. Pralka obejrzała ją dokładnie i nadal nie wiedziała, skąd to się tam wzięło.
- Kochanie, podaj mi mój szampon - krzyknął ktoś zza ściany. Honorata obróciła bęben w stronę dźwięku, a potem przez chwilę poczuła się jak w reklamie. 
- Spierdalaj - powiedziała cicho, żeby nikt nie usłyszał, że przeklina, bo byłoby to niestosowne i karygodne dla tak młodej pralki jaką była. Skierowała wzrok na ścianę, na której wisiał bogato zdobiony portret jej matki, lodówki, która wpatrywała się w nią swoimi drzwiczkami i posyłała w jej kierunku uśmiech z zamrażarki. 
Walizka okazała się zbyt ciężka, więc Honorata poprosiła o przysłanie do jej domu niewolnika, aby tę walizkę pomógł jej ponieść. 
Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Honorata: Halo
Ktoś: Halo
Honorata: Poproszę niewolnika
Ktoś: Okej

Honorata odłożyła słuchawkę swojego nowego telefonu, na którym miała już zainstalowaną aplikację "Gdzie jest dziecko", w razie gdyby zgubiła się w ośrodku psychiatrycznym. Wprowadziła swoje dane, których nie było za dużo. Numer modelu i numer fabryczny, by można by ją zidentyfikować. Dodała "biała piękność" w miejscu na opis, w razie, gdyby odezwała się ona.
Lordzina Voldemordzina.
Nie odzywała się do niej już pół lata. Ostatni raz, gdy huśtając się na huśtawkach Honorata wyznała, że jest granatem, który wybuchnie i zrani wszystkich dookoła. Lordzina po prostu spierdzieliła, bo pomyślała, że Honorata wybuchnie zaraz, ale tak nie było. Miała jeszcze czas na skromne przemyślenia i wyjazdy za granicę, żeby dowiedzieć się jak się skończy książka. 
Teraz wyjeżdżała do ośrodka, by znaleźć nową miłość swojego życia, ale wiedziała, że nie zapomni o Lordzinie Voldemordzinie, bo tak po prostu się nie dało. Jej szparki przypominały się w najmniej stosownych momentach i sprawiały, że chciała zobaczyć je jeszcze raz. Dotknąć. Pomacać. (Więcej synonimów nie będzie, bo Wasza wyobraźnia zajdzie za daleko).
Pociąg czekał na nią, a obok niego stał jej nowy niewolnik. 
- Jak masz na imię? - zapytała Honorata.
- Patryk - powiedział niewolnik Patryk.
- A tak serio? - spytała Honorata, bo imię to kojarzyło jej się z paprykarzem. 
- Partyk - odpowiedział cicho.
- Tak lepiej, chodź za mną - powiedziała Honorata i wsiadła do pociągu, po czym znalazła miejsce przy oknie i zatopiła wzrok w zachodzącym słońcu. 
- Słońce jest piękne - szepnął cicho Partyk i uśmiechnął się nieśmiało. 
Honorata wzniosła oczy ku niebu, a raczej ku sufitowi pociągu, na którym ktoś namalował dwie kule, na których ktoś narysował stożek, którego szczyt został przekreślony, a następnie środek szczytu dokładnie zaznaczony ku dołowi, jakby ktoś chciał wykopać w nim studnię. 
- Czasem myślę, że ta podróż nie ma sensu - odparła cicho Honorata.
- Czasem myślę, że jesteś popierdaczona. 
- WHAAAAT? 
Partyk wstał i zza spodni wyjął pistolet, a następnie wystrzelił kilka razy i nie trafił ani razu w Honoratę. 
- Przecież miałeś być moim niewolnikiem! - wykrzyknęła Honorata. 
- Czekaj, a co robi niewolnik? - Partyk był wyraźnie zakłopotany.
- Niewolniczy - odparła głośno, aż tory zaczęły rdzawieć.
- Aha.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz