Jasna, księżycowa łuna otulała skąpane w mroku niebo, gdy Honorata westchnęła pod drzewem. Było zimno i ciemno, a ona siedziała oparta o konar, czekając na tego jedynego. Tego jedynego gościa, który w ogóle chciał z nią gadać, bo nikt w branży narkotykowej nie ufał pralkom. Bo była za biała? Albo nie. Była biała - to było okej. Ale nie była proszkiem.
Jakaś gałąź za plecami Pralki się złamała. Pewnie ktoś szedł.
A nie, to tylko lisia mama ją śledzi.
- A kysz, lisia mamo - szepnęła Honorata. - Czekam tu na biznes.
Lisia mama spojrzała na nią swoimi wyłupiastymi oczami i odezwała się wyłupiastym głosem.
- Oswoiłaś mnie, więc przyszłam. Będę przychodzić tu codziennie, bo jesteś moją przyjaciółką.
- Damn, lisia mamo! Nie chcę, żebyś tu przychodziła codziennie, jasne? - Honorata krzyknęła trochę zbyt głośno, bo obudziła młode liski, ale w sumie one i tak zaraz poszły spać, więc dlatego napisałem na początku zdania "trochę.
Lisia mama podeszła do niej bliżej i przysiadła tuż obok. Zza ogona wyjęła paczkę fajek, wyjęła jedną i potarła ją o rude futro, czyniąc ją już zapaloną fajką. Lisia mama włożyła papierosa do pyszczka i zaciągnęła się mocno, ale utrzymała chmurę dymu w gardle, wypuszczając ją nosem.
- Mam na imię Flaca. - Lisia mama Flaca podała fajkę Pralce Honoracie.
- Flaca, że jak? Jak się to czyta?
W kącikach pyszczka Lisiej mamy ujawnił się uśmiech.
- Tak jak flaki wrogów, które wyrywam.
Flaca strzepnęła popiół z papierosa przed siebie i obróciła się w stronę Honoraty.
- Wiesz co, wyglądasz na miłą pralkę. To znaczy, pewnie, gdy wracasz do domu to słuchasz The Wombats i wcinasz parówki z majonezem, a potem oglądasz zdjęcia z uroczystości szkolnych swoich dzieci, ale wiesz co? Ani trochę mi to nie przeszkadza, bo ja, ja jestem silną i niezależną kobietą.
Honorata przez chwilę pomyślała, że Flaca jest lisem, ale czy lisy nie mogą być kobietą?
- Swoje dzieci wychowałam sama - Flaca kontynuowała swoją wypowiedź. - Kiedy wracam do domu, małe lisy nygusy ustawiają się w rządku i odliczają kolejno, a potem czytamy razem bajki, oglądając w telewizji meksykańskie horrory. Wiesz, dużo krwi, mało emocji, ale dzieci się boją i szybciej się pocą.
- To fa...fajnie masz - powiedziała Honorata i obejrzała się za siebie, uświadamiając sobie, że jej pracodawca jeszcze się nie pojawił.
- To nie tak, że jestem nieszczęśliwa, co nie? - odparła Flaca po raz kolejny zaciągając się papierosem. - Po prostu wybrałam inną drogę w życiu, rozumiesz? Każdy z nas kiedyś musi to zrobić, prędzej czy później. Jeden będzie budowlańcem, zbuduje burdel, drugi będzie politykiem, zrobi burdel. A sztuką jest, żeby zwykły szary człowiek się w tym odnalazł. Znalazł złoty środek miary, rozumiesz mnie?
Honorata kiwnęła bębnem po raz kolejny.
- To dobrze, że mnie rozumiesz, bo wiesz, nie chciałabym rozmawiać z kimś, kto nie dorównuje mojej inteligencji. Lisy mają nasrane we łbie, to fakt, ale nie można powiedzieć, że nie znają się na świecie? Dużo w życiu widziałaś lisów? Hm? Jak często widzisz lisy? Raz, dwa, trzy w życiu? Masz rację, dobrze ci się wydaje, pralko, lisy po prostu to czują. Wolą siedzieć w swoich norach niż wystawiać pyszczek na pożarcie temu zepsutemu światu. Moja matka, a była to matka bardzo dobra, ojca oczywiście nie miałam, ale mówiła nam zawsze tak: "Nie brudź się gównem, jeśli nie musisz". I wiesz co? Zapamiętałam to. Bo kurde mać, lubiłam swoją matkę. Tyle, że zdechła na tyfus. Skąd się on kurde mol u nas wziął to cholera nie wie, ale genetyczne to raczej nie jest. Mam nadzieję.
Pralka podrapała się po bębnie znudzona wywodem Lisiej mamy. Miała przeczucie, że narkoman ją wykiwał i pracy nie będzie, a bez pracy nie ma pieniędzy. Bez pieniędzy jedzenia, a jedzenie to życie.
- Oho, chyba ktoś tu idzie - szepnęła Flaca Lisia mama.
I tak też było. Zmierzał do nich niewysoki mężczyzna w dżinsowej kurtce i pobrudzonej koszulce polo. Miał wytarte dżinsy i buty w stylu Lana Del Rey.
- Kto to? - spytał męskim, chropowatym jak tartka, albo nie - jak papier ścierny, głosem. Skinął na Lisią mamę.
- Lisia mama.
Mężczyzna z tylnej kieszeni dżinsów w jednej chwili wyciągnął pistolet, a w drugiej Lisia mama leżała nieżywa, we krwi, która opływała jej niezależny pyszczek.
Honorata poczuła dreszcz na ciele. Jej przyjaciółka Flaca. Teraz ona widzi jej flaki. Imię pasuje jednak do człowieka, damn.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała Honorata.
- Ona już nie będzie nam potrzebna. Liczysz się tylko ty i ja.
Mężczyzna usiadł obok niej i ujął w ręce ciało Lisiej mamy.
- Pasowałoby ci futerko z liska, wiesz?
Honorata uśmiechnęła się.
- Zawsze o takim marzyłam. Ale hm, chyba najpierw trzeba je uprać. Nie założę zakrwawionego.
- Okej. - Mężczyzna włożył lisie futerko do bębna Honoraty. - Nie potrzeba wody ani prądu?
- Masz mnie za jakąś tanią-dziwkę-pralkę? Jestem samowystarczalna.
Pranie bulgotało, gdy Honorata i tajemniczy narkoman dotykali swoje dłonie i rozmyślali o wspólnej przyszłości.
Pranie bulgotało, gdy Honorata i tajemniczy narkoman dotykali swoje dłonie i rozmyślali o wspólnej przyszłości.
- Nasz dom będzie biały - powiedział mężczyzna.
- Mam nadzieję, że się nie rozsypie zbyt szybko - odparła Honorata.
- Nie lubisz sypkich, białych substancji?
- Wolę te płynne.
Mężczyzna uśmiechnął się. Wyjął z bębna odwirowane futerko i założył je na ramiona Honoracie.
Pralka uśmiechnęła się, czując w objęciach kojące włoski Lisiej mamy. Czuła się niezależna. A małe liski zdechły, bo nikt ich nie wykarmił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz