sobota, 27 grudnia 2014

Igrzyska Pralkowe - Rozdział pierwszy, w którym Honorata schowa wszystkie ogony kaczuszek.

Gdy się obudziłam, poczułam, że druga strona mojego bębna zdążyła już wystygnąć. Leżałam na szorstkim worku po ziemniakach, próbując sobie przypomnieć cokolwiek z wczorajszej nocy. Tylko urywki imprezy zakrapianej alkoholem, sypiącego się węgla i panienek tańczących na rurze przewinęły mi się przez mózg. Co ja robiłam w tym domu? 
Dziewczynka obok mnie otworzyła oczy, które mokre były od łez i mocniej wtuliła się w mój bęben. Okej, zawsze wiedziałam, że ciągnie mnie do tej samej płci, ale nie wiedziałam, że do aż tak młodych dziewcząt. 
- A co jeśli dzisiaj mnie wylosują? - spytała cichym głosem. 
- Hej, ile ty w ogóle masz lat, laska? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, ale dzisiaj czułam, że należy złamać zasady. 
- Szesnaście i pół, spokojnie, możemy leżeć w jednym łożku - odpowiedziała i schowała ogonek. - Jestem dzisiaj twoją kaczuszką. 
Zakaszlnęłam, wyrzucając ze swojego bębna resztki sera feta, którego najwyraźniej zeszłej nocy zjadłam za dużo i mój organizm zaczął się bronić. 
- A o co ci chodzi z jakimś losowaniem, o czym ty mówisz? 
- Losowanie do Dożynek, Honorata. Tak się robi co roku po wielkiej imprezie. Nie pamiętasz zeszłorocznych? 
Nie pamiętałam. W sumie nie pamiętałam wczorajszej nocy, liczby swoich partnerów oraz palców u stóp i numeru pesel, chociaż wiem, że zaczynał się od 0011pralka. 
- Ymmm... - zająknęłam się tak, jakbym coś przeżuwała, a byłam naprawdę głodna. - No to chyba będzie fajnie, mam nadzieję, że mnie wylosują. 
Młoda dziewczynka rzuciła się na mój bęben w jednej chwili i nawet nie zdążyłam się obronić.
- Ty pusty bębnie, nie mogą cię wylosować, bo to walka na śmierć i życie! Jesteś aż taka tępa czy udajesz? 
Spojrzałam na nią i spoliczkowałam ją. Dziewczynka opadła na poduszkę i najwyraźniej znów zapadła w sen. Wyglądała nawet ładnie, miała jasne warkocze i brązowe brwi. Usta jednak miała suche i popękane, jakby wystawiła je na mróz. Dotknęłam jej warg, by stały się wilgotniejsze, jednak dzisiaj mój bęben nie działał tak, jak zazwyczaj. Nie miał już siły i wigoru. 
Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy było ponure jak twoja mama na wywiadówce. Wszędzie był kurz, a pleśń rozszerzała się na ścianach. Wstałam i zauważyłam, że podłoga pokryta jest wzorzystym dywanem rodem z Rosji Radzieckiej. Czy naprawdę ona tu mieszkała? Młoda dziewczyna powinna opływać w luksusach i wprost proporcjonalnie do wieku staczać się na dno. Westchnęłam, bo byłam już naprawdę stara. Dlatego tu się znalazłam. 
Drzwi były uchylone i wpływał przez nie snop światła, w którym migotały drobinki kurzu, unoszone przez wiatr, który robił mój bęben. Pchnęłam drzwi i moim oczom ukazała się okolica rodem z taniego filmu dla dorosłych. Kilka domów stało koło siebie, pomiędzy nimi rosły drzewa i krzewy, a w oddali widać było góry, których wierzchołki oblane były lodem. 
Przechodząca obok kobieta spojrzała na mnie i upuściła wiadro pełne wody. Biedaczka, teraz nie będzie miała co pić.
- Może pomogę pozbierać - krzyknęłam i pobiegłam w stronę kobiety, jednak ona odskoczyła ode mnie jak poparzona. Być może woda była gorąca.
- Dziecko szatana, odsuń się ode mnie - zaczęła krzyczeć tak głośno, że cała osada wybiegła przed domy i zaczęła się przyglądać mojej osobie.
- Ale... ja nic nie zrobiłam - zaczęłam szlochać, a mokre łzy obijały się o mój bęben.
- Que esta pasando con la dama joven y brilliante? - Starszy mężczyzna podszedł do nas tak blisko, że otarł się o mój mokry bęben. Z ust jechało mu startym porem i powiew był oszałamiający.
- Nie wiedziałam, ze jesteśmy w Hiszpani, amigo - odpowiedziałam mu, chociaż nie znałam hiszpańskiego.
Mężczyzna pokiwał głową i wyciągnął dłoń w kierunku mojej twarzy. Kciukiem potarł mój policzek, a potem przeniósł rękę na bęben.
- Mam nadzieję, że dzisiaj cię wylosują - powiedział tym razem po naszemu. - To nie miejsce dla pralek.
Poczułam ucisk w bębnie i łzy same znów mi popłynęły na wskroś.
- Nigdzie nie ma miejsca dla pralek.
Mężczyzna kiwnął głową i przysunął swoją twarz do mojej, a wreszcie złożył na moich wargach mokry od skraplającego się smrodu pora pocałunek.
- Zgłoś się do Igrzysk - powiedział i uciekł tak szybko, jak tylko mógł.

Kobieta, która rozlała wodę teraz wlewała ją do filiżanki, która znajdowała się na stoliku przede mną. Miała na imię Maria. A kobieta nazywała się Wazza.
- Mam pytanie - zaczęłam cicho, jakbym się wstydziła, chociaż się nie wstydziłam, a chciałam jedynie zacząć tajemniczo.
- Tak? - Wazza obróciła się w moją stronę. Miała czarne włosy i zielone oczy. Wyglądała jak mój tata, kiedy jeszcze nie zginął przy wybuchu marihuany w kopalni marihuany.
- Ten mężczyzna... - zaczęłam.
- Mojżesz? Nie przejmuj się nim, on robi tak zawsze. - Wazza uśmiechnęła się i siadła obok mnie na kanapie wysadzanej kryształkami węgla. Jej mieszkanie całe byłe z węgla, nawet herbatę słodziło się tym czarnym diamentem.
- Ahh - westchnęłam. - Myślałam, że coś dla niego znaczę, czy cokolwiek.
- Myliłaś się - odparła Wazza. - Wiesz, gdy ja jeszcze byłam młoda i dopiero się wprowadziłam, on także próbował mnie uwieść. Dawał mi kwiaty i obsypywał węglem, wiesz, takie tam. Ale potem, pewnej wieczornej nocy poszłam do jego mieszkania. Usiadłam na krześle, wiesz było całkiem miło. A potem...
- Potem co? - zaciekawiłam się na maksa.
- Potem powiedział, że jego żona wróci za 20 minut i muszę już iść.
Zaklęłam w duchu. Był taki seksowny ze swoim porzastym oddechem i wągrem w kształcie półksiężyca na lewym uchu.
- Wiesz... - zaczęłam. - Zasady można złamać. Żona to nie pieprzyk, da się ją usunąć.
Wazza mrugnęła porozumiewawczo. Spojrzała na mnie, a potem na mój bęben.
- Mogę dotknąć?
- Bębna? - zdziwiłam się.
Wazza skinęła głową.
- Jasne, że możesz. - Złapałam ją za rękę i przeniosłam jej dłoń na mój bęben, który teraz lekko wibrował.
- On wibrzy - szepnęła Wazza. - Wibrzy jak pierdolony gotowany kartofel w mundurku.
- No pewnie. On ma tak zawsze, gdy...
- CO SIĘ TU DO JASNEJ CHOLERY DZIEJE?! - Do pomieszczenia wpadł mężczyzna z brodą i siekierą. - Wazza, co tu się dzieje?!
- Na miłość Boską, Dżoszua, nie krzycz! To tylko Honorata, to tylko pralka, to nic nie znaczy! - Wazza zaczęła krzyczeć i trząść się ze strachu. Upadła na kolana i zaczęła wierzgać odnóżami.
- Kiedy mnie nie ma zabawiasz się z jakąś pralką? - Dżoszua krzyczał dalej - Dzisiaj Dożynki, powinnaś być smutna! Nasze dziecko Gejl ma czterdzieści pięć głosów, na pewno go wylosują, a Ty...
- Przepraszam, wiem, że nie powinnam. - Wazza ciągle płakała - Myślałam, że gdy ją uwiodę to ona u nas zamieszka. Wiesz, jak ciężko jest prać w rzece, zwłaszcza twoje bokserki, które są białe od sera fety.
Dżoszua zmierzył mnie spojrzeniem. Był wysoki i muskularny. Oczy miał bystre, jednak nad jego oczyma górowała brew jednoczęściowa co całkowicie skreślało go z mojej listy potencjalnych kochanków.
- A może ty? - zapytał z iskrą w oczach.
- Może co ja?
- Może zgłosisz się do Igrzysk za naszego syna? 

1 komentarz:

  1. zawsze wiedziałam, że jesteś pojebany, chociaż nie powiem, śmiechłam w niektórych momentach:(
    5/10 = 1/2

    OdpowiedzUsuń